Druga i ostatni cześć Spotkania po latach przed wami. Jest ona odrobinę dłuższa od poprzedniej, ale mam nadzieję, że się wam spodoba, Przyjemnej lektury ;).
Po kilku minutach, kiedy tylko się uspokoiłam i upewniłam, że wyglądam dobrze, wyszłam z ubikacji. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam zbliżać się do stolika, jednak podsłuchana rozmowa sprawiła, że przestałam się uśmiechać i stanęłam.
-…ona jest nie normalna! – syknął do słuchawki Billie. – No i gdzie jesteś? – Mężczyzna umilkł na c wilę. – Aha, pośpiesz się, bo wiesz, ja zaraz nie wytrzymam i coś jej zrobię.
Armstrong rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Przygryzłam wargę, po czym podeszłam do stolika. Gdy siadałam na miejscu zdobyłam się na sztuczny uśmiech.
-Stało się coś? – spytał.
-Nie – skłamałam, odgarniając włosy.
-Wydawało mi się…
-Jesteś w błędzie – przerwałam mu.
Upiłam łyk chłodnej już kawy i wgryzłam się w ciasto. Jakąś minutę później, ktoś wszedł do lokalu, a twarz Armstronga rozjaśnił uśmiech.
-No wreszcie – powiedział. – Co tak długo?
-Korki – usłyszałam.
Głos nowoprzybyłego brzmiał znajomo. Obróciłam się w kierunku właściciela głosu i zmarłam. Za mną stało dwóch mężczyzn. Oboje mieli niebieskie oczy, jednak blondyn był wyższy od swojego brązowowłosego towarzysza. Przekrzywiłam głowę, uśmiechając się.
-A niech mnie – powiedziałam z zachwytem i wstałam.
-To właśnie ona – oznajmił Billie.
Jasnowłosy przyjrzał mi się dokładniej. Wyglądał tak, jakby zobaczył ducha. Zaskoczenie i niedowierzanie na jego twarzy powoli ustępowało miejsce radości.
-Cześć Mike – przywitałam się.
-Nie wierzę – szepnął basista. – Po prosu nie wierzę.
Blondyn przybliżył się do mnie, a chwilę później już tkwiłam w jego uścisku. Objęłam go, i poklepałam po plecach.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić o co chodzi? – spytał perkusista.
-Uwierz mi, Tre, ja już sam się pogubiłem – odparł czarnowłosy. – Mike, ty ją znasz?
-Mógłbyś już przestać udawać – rzuciłam, odrywając się od Mike’a.
-Przecież mówiłem już, że pani nie znam! – warknął.
-Ej, Billie, wyluzuj – powiedział Tre, siadając obok przyjaciela.
-Dobra – mruknął. – Więc jak? Czy w końcu dowiem się kim ona jest? – mówiąc to, Billie Joe wskazał na mnie.
-Chyba jednak Bill mówi prawdę, nie pamięta cię – stwierdził Dirnt.
-Proponuję dać mu wskazówkę – powiedziałam, siadając.
-To dobry pomysł – zgodził się blondyn. – Billie, kto w liceum sprawdzał nam wypracowania? Kto je za nas pisał, gdy o nich zapominaliśmy? – Z każdym kolejnym mężczyzny, miałam wrażenie, że w umyśle gitarzysty zaczyna coś świtać. – Czyj tata pomagał nam z matematyką? I wreszcie, jak nazywała się dziewczyna z twojego pierwszego, poważniejszego związku?
-O-O-Olivia? – wyjąkał.
-Nie, nie Olivia, Maybelline – sarknęłam.
-Jezu – jęknął zielonooki, chowając twarz w dłoniach.
-Moment! – wykrzyknął Cool, odrywając się od ciastka Billiego, które przed chwilą zaczął konsumować. – Nie poznałeś swojej byłej dziewczyny? Dziewczyny, z którą, jak wnioskuję, spędzałeś sporo czasu?
-Sporo? Sporo to mało powiedziane. Ja i Billie znaliśmy się od małego dziecka.
-A ja jak ostatni głupek jej nie poznałem – wymruczał Armstrong. – I zachowywałem się zbyt miło w stosunku do niej.
-Nazwałeś mnie wariatką – przypomniałam mu.
-I ci groził – dodał Tre, oblizując palce.
Billie zerknął na mnie spomiędzy rozchylonych palców. Chwilę później opuścił ręce, jednak położył głowę na stole.
-GdziejestJason? – spytał.
-Co mówiłeś? – zaciekawił się Mike.
BJ podniósł się. Był jeszcze lekko czerwony na twarzy, co świadczyło o jego zażenowaniu. Widząc to, ja i mężczyźni zaczęliśmy się śmiać.
-Pytałem się, gdzie jest Jason.
-Jason? – zapytał, krztusząc się Mike. – W samochodzie, szuka telefonu.
-No tak, nasz Jason niedługo zostanie tatuśkiem – odparł Billie. – Kiedy to właściwie Janna ma rodzić? Mam już powoli dość tego jego zachowania.
-Za jakieś dwa tygodnie – odpowiedział Tre.
Drzwi do środka ponownie się otworzyły. Obróciłam się w tamtym kierunku i dostrzegłam Jasona, zmierzającego w naszym kierunku. Mężczyzna stanął przy stoliku i podał Mike’owi kluczyki.
-Dałeś Billiemu dokumenty? – spytał, patrząc się na basistę.
Ten pokręcił głową i z kieszeni kurtki wyciągnął portfel. Podał go wokaliście, a ten schował go.
-Dzięki – powiedział Armstrong. – Poznajcie się, Jason, to Olivia, moja i Mike przyjaciółka. Olivia, to Jason, nasz drugi gitarzysta.
-Olivia. – Wstałam i wyciągnęłam w jego kierunku rękę.
-Jason – odparł, kiedy ściskał moją dłoń. – To z tobą Billie miał stłuczkę? – Pokiwałam twierdząco głową.
Ja i Mike posunęliśmy się, by zrobić miejsce ciemnowłosemu.
-Chwila! – krzyknęłam, uświadamiając sobie coś. – Billie Joe Armstrongu, czy ty chcesz powiedzieć, że wyciągnąłeś mnie do Downtown, bo nie miałeś przy sobie odpowiednich dokumentów i chciałeś uniknąć kłopotów?
-No wiesz, nie powiedziałem tego – odpowiedział. – Tre! – wykrzyknął. – Czy ty właśnie wpieprzyłeś moje ciastko?!
-Skąd!
-A jak wytłumaczysz ślady po czekoladzie w kąciku ust? Tym drugim.
-No dobra – przyznał się perkusista – może spróbowałem odrobiny.
-Odrobiny?! Odrobiny?! To był prawie cały kawałek!
-Nie przesadzaj, Billie.
-A wiesz co? Mam nadzieję, że pójdzie ci on w dupę.
Tre włożył rękę pod stół i poklepał się po pośladkach.
-Ej, zadziałało. Już czuję, że jest większa!
W tym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Po kilku sekundach dołączyli do mnie mężczyźni. Śmiałam się i śmiałam, aż poczułam łzy napływające do oczu. Sięgnęłam po papierową serwetkę i zaczęłam osuszać nią łzy.
-Co za… dzieci – wystękałam w śmiechu – i… idio… ci.
-Ile to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania? – spytał się Mike, gdy już się uspokoiliśmy.
-Gdzieś z 22 lat – odparłam.
-Teraz zaczynam rozumieć, czemu Armstrong nie poznał swojej byłej, no chyba, że go rzuciłaś – wtrącił Cool.
-Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jak się rozejdziemy, zresztą niedługo później rzuciłem liceum i potem rzadko się widywaliśmy.
-Pewnie chcecie powspominać stare czasy, nie? – spytał Jason.
-Czemu nie – stwierdziłam.
-Czyli odwołujemy dzisiejszą próbę? Bo jeśli tak, to ja pojechałbym już do domu…
-Tak, odwołanie próby będzie chyba najlepszym wyjściem – powiedział Billie Joe. – Co o tym myślicie? – Mike i Tre zgodnie pokiwali głową. – Jason, co ty robisz?
-Dzwonię po taksówkę – odparł.
-Nie musisz. – Mike wyciągnął klucze od samochodu. – Pojedź moim. My pewnie zostaniemy tu jeszcze jakiś czas. Potem zadzwonimy po Britt albo Adie.
-Naprawdę? Dzięki.
-To ja pojadę z Jasonem – zawołał Cool. – Tylko nie siedźcie tu za długo.
-Dobrze, mamo – powiedzieli razem moi przyjaciele.
Kiedy Tre i Jason wyszedł, a my zamówiliśmy sobie następną kawę i po kawałku szarlotki, zaczęliśmy opowiadać o sobie. Na pierwszy ogień poszłam ja.
-Więc, Olivio… - zaczął Billie
-Liv – przerwałam mu. – Wolę Liv, nie pamiętasz?
-Jak twoje życie prywatne, Liv? – poprawił się BJ. – Masz dzieci, męża? Gdzie pracujesz?
-Mam, mam. Dwóch synów i córkę – odpowiedziałam i wyciągnęłam z portfela fotografię moich pociech. – Ta blondynka to Grace, ma 15 lat. Ten starszy ciemnowłosy chłopak ma 13 lat i nazywa się Joshua, ale woli jak nazywam go Josh. A te najmłodsze dziecko, to mój największy skarb. Mój mały, pięcioletni synek, Shane. Pracuję jako dziennikarka w jednym z nowojorskich magazynów. A właściwie pracowałam.
-A co cię sprowadziło do domu? – zapytał Mike.
-Moja mama miała wypadek – odparłam. – Spokojnie, nic złego się nie stało. Poślizgnęła się, skręciła kostkę i złamała rękę – dodałam szybko, widząc przerażenie w ich oczach. – Nadal jest w szpitalu, ale niedługo wyjdzie, jednak będzie potrzebowała pomocy. W końcu znacie mojego tatę, sam sobie nie da rady. Wiecie, ogólnie nie chciałam się przenosić, ale Maybelline uknuła spisek i ta dam! Jestem w Rodeo.
-Jaki spisek? – zaciekawił się Armstrong.
-Na początku to ona miała się przenieść, bo w końcu ma najbliżej, ale znacie ją, wiecie jaka jest. Ostatnio u mnie w pracy była dość napięta atmosfera. Nasz oddział w Oakland ma kłopoty ze sprzedażą, więc od połowy listopada redaktor naczelny szukał osoby, która mogłaby tam wyjechać i poprawić wyniki. Jako redaktorka działu musiałam być obecna na każdym spotkaniu. Na jednym z nich, mój przełożony zaproponował kilka osób, które, jego zdaniem, nadawałyby się do tego zadania. Wśród nich byłam ja, ale odmówiłam mu. Jakiś czas później zdarzył się ten wypadek. Maybelline nie chciała się przenosić, więc zadzwoniła do mnie, ale ja byłam strasznie zabiegana, więc moja asystentka opowiedziała jej o wszystkim. Wtedy ta zadzwoniła do szefa i opowiedziała mu o wypadku mamy. Zaczęła zmyślać, że ona ma teraz kłopoty i dodatkowo pilnie wyjechać, więc poprosiła go, a raczej błagała, by to mnie wysłał do Oakland. Później on przyszedł do mnie i zaczął się wypytywać czemu nic mu nie powiedziałam. Odpowiedziałam mu, że nie chciałam zawracać mu głowy swoimi problemami, ale tak naprawdę to ja nie chciałam wracać. Szef ponowił swoją propozycję, dodając, że ja jestem sumienną pracownicą i dzięki temu będę bliżej rodziny. No i powiedzcie mi co ja miałam w tamtym momencie zrobić? Odmówić już nie wypadało zgodziłam. Jak o tym dowiedziały się moje dzieci to nie były zadowolone, ale w końcu się przekonały.
-A nie mogły zostać z ojcem? – spytał Billie Joe.
Zerknęłam na swoje dłonie. Na jednym z palców wciąż było widać jasny ślad po obrączce. Na ten widok w moich oczach zebrały się łzy. Nie uszło to uwadze moich towarzyszy.
-Liv, spokojnie, nie chciałem cię jakoś urazić, czy coś… – zaczął zielonooki, lecz ja uciszyłam go gettem dłoni.
-Nie, nie uraziłeś. Po prostu nie chcę rozmawiać o ich ojcu. Dzieci, a przynajmniej Josh i Grace, chciały zostać z nim w Nowym Jorku, jednak parę dni temu przyszły do mojego pokoju i oznajmiły mi, że jednak pojadą. Ale nie rozmawiajmy o mnie. Co u was? Mike, jak tam twoje dzieci?
Blondyn zaczął opowiadać o tym jak Estelle zmienia się w kobietę, o tym jak Brixton i mała Ryan uczą się nowych rzeczy i o wielu innych. Kilka historyjek było naprawdę bardzo zabawnych. Billie opowiadał o zaangażowaniu Joey’a w Emily’s Army, o Jakobie i jego wyskokach i o tym co słychać u jego rodzeństwa. Czas płynął nam szybko, jak dla mnie za szybko i w końcu musieliśmy się zbierać. Ktoś musiał załatwić sprawę naszych samochodów i musiałam jakoś trafić do domu. Armstrong wpadł na szalony pomysł, który zaczął chwilę wprowadzać w życie.
-Jane? – zawołał, kładąc ręce na blacie od baru.
-Tak, Billie?
-Pożyczysz nam swój samochód?
-Zapomnij – odparła.
-Proszę – powiedział Billie, uśmiechając się w swój słynny sposób.
-Nie i już.
-Jane – wtrącił się Mike – obiecuję, że zwrócimy ci go w całości. I jeśli cię to uspokoi to ja będę prowadził. Odwieziemy tylko Olivię i wracamy.
Kelnerka w końcu zgodziła się i podała basiście kluczki od swojego samochodu.
-Ale jeśli zobaczę choćby rysę, to obiecuję, że od następnej wizyty będzie płacili dwa razy więcej.
-Spokojnie – zapewniłam ją. – Przypilnuję ich.
-Mam nadzieję – mruknęła i wróciła do pracy.
Ubraliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Zaczynało się już robić chłodniej, jednak dla mnie jeszcze było ciepło. W końcu w stanie Nowy Jorku zimy były chłodniejsze niż w Kalifornii. Poprawiłam torebkę i zerknęłam na zielonookiego.
-Billie? – zagadnęłam go. – Pamiętasz jak w liceum wskakiwałam ci na plecy i nosiłeś mnie tak po szkolnych korytarzach?
-Pewnie. Cała szkoła miała z nas obaw. Czemu pytasz? Chcesz zobaczyć czy wciąż dam radę unieść twoje spore ciałko?
-Tylko nie spore – sprzeciwiłam się, stając. – To, że jestem od Ciebie wyższa nie znaczy, że jestem cięższa.
-Jesteś wyższa? – zapytał Armstrong, podnosząc brwi. – Jesteś tego samego wzrostu co ja.
-Przykro mi, Bill, ale Liv ma rację, przewyższa cię o jakieś dwa, może trzy centymetry.
-Ale nie martw się i tak cię kochamy – dodałam.
-Może, ale to nie zmienia faktu, że Olivia ma sporo ciałka – odparł wokalista, uśmiechając się.
-Kłamiesz – stwierdziłam.
-W takim razie wskakuj mi na plecy i udowodnię ci, że je masz – zaproponował.
-Teraz to ja dziękuję – rzuciłam.
-Mikey, wrzuć mi ją na plecy – poprosił wokalista.
-Michaelu Ryanie Pritchardzie, nawet się nie waż spełniać jego prośby – powiedziałam, widząc co zamierza zrobić basista. – Puść mnie! – krzyknęłam, jednak było to na nic.
Dirnt nie zważał na moje prośby, groźby i przekleństwa. Trzymał mnie w żelaznym uścisku i zaprowadził do Billiego. Zrozumiałam, że muszę zrobić to, o co poprosił mnie wcześniej mężczyzna. Splotłam nogi na jego biodrach, a ręce położyłam na barkach. Wokalista zrobił pierwszy krok i udał, że nogi się pod nim uginają.
-Idiota – rzuciłam i palnęłam go w ramię.
Czarnowłosy zaśmiał się, ale przestał udawać. Zrobił kilka kroków, gdy nagle oślepiło na białe światło. Chwilę później dało się słyszeć charakterystyczny dla aparatów pstryk. Jakieś dwie osoby zaczęły zadawać pytania, a flesz wciąż błyskał. Spojrzałam na chłopaków i dostrzegłam, że są przerażeni.
Zsunęłam się z pleców zielonookiego i wskazałam na drzwi prowadzące do Downtown. Popędziliśmy w tamtym kierunku, a za nami pognali fotoreporterzy. Szybko znaleźliśmy się w środku i zatrzasnęliśmy za sobą drzwi.
-Co się stało? – spytała Jane. – O cholera – zaklęła, widząc ludzi na zewnątrz. Podbiegła do nas, zamknęła drzwi i zasłoniła okna. Mały tłum na zewnątrz załomotał w drzwi. – Dobra, robimy tak. Wychodzicie tylnymi drzwiami, jedziecie ją odwieźć, potem kierujecie się do mamy Billiego, chowacie się u niej, załatwiacie jakąś podwózkę i czekacie. – Blondynka zaprowadziła nas na zaplecze. – Poczekajcie, aż ich tu wpuszczę, potem biegniecie do auta i od razu po kogoś dzwonicie – przypomniała nam. – Postaram się odwrócić ich uwagę na tak długo jak to możliwe.
-Dzięki, Jane – powiedział czarnowłosy.
-Nie ma za co – odparła. – Trzymam kciuki.
Kobieta zniknęła i po chwili usłyszeliśmy szczęk zamka. Do środka wpadli dziennikarze. Spojrzeliśmy na siebie, nacisnęliśmy drzwi i wybiegliśmy. Szybko dotarliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod lokalu.
-Co to było? – zapytał Armstrong.
-I skąd wiedzieli gdzie jesteśmy? – dodał Mike. – I dlaczego zaatakowali nas jak wychodziliśmy?
-Chyba nie sądzicie, że to ja dałam im cynk, albo to wszystko zaplanowałam? – wyszeptałam, widząc ich baczne spojrzenie. – Skąd miałam wiedzieć, że wpadnę na ciebie wpadnę, Billie? I na początku też cię poznałam – zaczęłam się tłumaczyć. -A jak poszłam do łazienki to nie brałam torebki. Mój telefon cały czas w niej był i… - urwałam, patrząc na ekran swojej komórki. Miałam sporo nie odebranych połączeń, kilka wiadomości na poczcie i sporo wiadomości tekstowych – poza tym, nie miałam telefonu w rękach od czasu stłuczki.
-Ale wiesz, pracujesz w tej samej branży – mruknął czarnowłosy.
-Tak, ale w moim magazynie nie zaskakujemy tak ludzi. W Nowym Jorku Sparx uchodzi za jedną z najlepszych gazet.
-Sparx? Pełen mody, różnorakich artykułów, porad i innych dupereli tygodnik? – upewnił się Billie.
-Ej, my tam cenimy sobie profesjonalizm, nie bierzemy tabloidowych tematów wyssanych prosto z palca.
-Spokojnie, nikt nie chciał cię urazić – powiedział Mike. – Po prostu ostatnio mieliśmy trochę kłopotów.
-Wiem. Ale nie zrobiłabym czegoś takiego, proszę, uwierzcie mi.
Blondyn pokiwał głową i zatrzymał się. Dojechaliśmy pod miejsce, w którym zostały nasze samochody. Szybko zabraliśmy się za przenoszenie moich rzeczy do sprawnego auta i po pięciu minutach ruszyliśmy w stronę mojego domu. Na miejscu nie było nikogo, ale na szczęście klucze były tam gdzie zwykle, czyli w jednej z wiszących doniczek. Otworzyła drzwi i zaczęliśmy wrzucać przedmioty do korytarza. W pewnej chwili, Billie dostał wiadomość od blondynki, że dziennikarze domyślili się całej akcji i zaczęli nas szukać. Na szczęcie zostały nam jeszcze cztery kartony, ale szybko się uporaliśmy. Uścisnęłam się z niebieskookim, a kilka sekund później ten wskoczył do samochodu. Potem przytuliłam się szybko z Armstrongiem.
-Trzymaj się, Bill – powiedziałam, kiedy wyplątałam się z jego uścisku.
-Ty też, Liv – odparł, posłał mi ciepły uśmiech i wsiadł do auta.
Kilka sekund później odjechali, a ja obserwowałam jak znikają za najbliższym zakrętem.
-Mamo? – usłyszałam.
Odwróciłam się. Naprzeciw mnie stała moja córka i spoglądała na mnie z mieszaniną różnych emocji, spośród których najbardziej czytelny był szok. Dziewczyna szarpała paskiem brązowej torebki świdrując mnie wzrokiem. Chwilę później przeniosła spojrzała na ulicę i znów na mnie. Taką czynność powtórzyła kilkakrotnie.
-Co się stało, Grace?
-Czy ty… czy ty… czy… - powtarzała z niedowierzaniem. – To był Billie Joe Armstrong? – spytała w końcu.
-Może – odpowiedziałam, wzruszyłam ramionami i weszłam do domu.
-Billie Joe… Billie Joe Armstrong… u mnie… i rozmawiał z moją mamą! – mówiła, podążając za mną. – Czemu go nie zatrzymałaś?! – wykrzyczała. – Czemu?!
-Tak jakoś wyszło – mruknęłam i zamknęłam drzwi. I to już koniec. Tego rozdziału, oczywiście. Jak wrażenia? Daj znać w komentarzu. Jednak za nim to zrobisz muszę coś wyjaśnić.
Downtown to nazwa lokalu, w którym spotkali się bohaterowie. Jest on całkowicie wymyślony przeze mnie. A jeśli chodzi o Maybelline, to nie jest żadna pomyłka. Siostra Olivii nazywa się Maybelline.
Po kilku minutach, kiedy tylko się uspokoiłam i upewniłam, że wyglądam dobrze, wyszłam z ubikacji. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam zbliżać się do stolika, jednak podsłuchana rozmowa sprawiła, że przestałam się uśmiechać i stanęłam.
-…ona jest nie normalna! – syknął do słuchawki Billie. – No i gdzie jesteś? – Mężczyzna umilkł na c wilę. – Aha, pośpiesz się, bo wiesz, ja zaraz nie wytrzymam i coś jej zrobię.
Armstrong rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Przygryzłam wargę, po czym podeszłam do stolika. Gdy siadałam na miejscu zdobyłam się na sztuczny uśmiech.
-Stało się coś? – spytał.
-Nie – skłamałam, odgarniając włosy.
-Wydawało mi się…
-Jesteś w błędzie – przerwałam mu.
Upiłam łyk chłodnej już kawy i wgryzłam się w ciasto. Jakąś minutę później, ktoś wszedł do lokalu, a twarz Armstronga rozjaśnił uśmiech.
-No wreszcie – powiedział. – Co tak długo?
-Korki – usłyszałam.
Głos nowoprzybyłego brzmiał znajomo. Obróciłam się w kierunku właściciela głosu i zmarłam. Za mną stało dwóch mężczyzn. Oboje mieli niebieskie oczy, jednak blondyn był wyższy od swojego brązowowłosego towarzysza. Przekrzywiłam głowę, uśmiechając się.
-A niech mnie – powiedziałam z zachwytem i wstałam.
-To właśnie ona – oznajmił Billie.
Jasnowłosy przyjrzał mi się dokładniej. Wyglądał tak, jakby zobaczył ducha. Zaskoczenie i niedowierzanie na jego twarzy powoli ustępowało miejsce radości.
-Cześć Mike – przywitałam się.
-Nie wierzę – szepnął basista. – Po prosu nie wierzę.
Blondyn przybliżył się do mnie, a chwilę później już tkwiłam w jego uścisku. Objęłam go, i poklepałam po plecach.
-Czy ktoś może mi wyjaśnić o co chodzi? – spytał perkusista.
-Uwierz mi, Tre, ja już sam się pogubiłem – odparł czarnowłosy. – Mike, ty ją znasz?
-Mógłbyś już przestać udawać – rzuciłam, odrywając się od Mike’a.
-Przecież mówiłem już, że pani nie znam! – warknął.
-Ej, Billie, wyluzuj – powiedział Tre, siadając obok przyjaciela.
-Dobra – mruknął. – Więc jak? Czy w końcu dowiem się kim ona jest? – mówiąc to, Billie Joe wskazał na mnie.
-Chyba jednak Bill mówi prawdę, nie pamięta cię – stwierdził Dirnt.
-Proponuję dać mu wskazówkę – powiedziałam, siadając.
-To dobry pomysł – zgodził się blondyn. – Billie, kto w liceum sprawdzał nam wypracowania? Kto je za nas pisał, gdy o nich zapominaliśmy? – Z każdym kolejnym mężczyzny, miałam wrażenie, że w umyśle gitarzysty zaczyna coś świtać. – Czyj tata pomagał nam z matematyką? I wreszcie, jak nazywała się dziewczyna z twojego pierwszego, poważniejszego związku?
-O-O-Olivia? – wyjąkał.
-Nie, nie Olivia, Maybelline – sarknęłam.
-Jezu – jęknął zielonooki, chowając twarz w dłoniach.
-Moment! – wykrzyknął Cool, odrywając się od ciastka Billiego, które przed chwilą zaczął konsumować. – Nie poznałeś swojej byłej dziewczyny? Dziewczyny, z którą, jak wnioskuję, spędzałeś sporo czasu?
-Sporo? Sporo to mało powiedziane. Ja i Billie znaliśmy się od małego dziecka.
-A ja jak ostatni głupek jej nie poznałem – wymruczał Armstrong. – I zachowywałem się zbyt miło w stosunku do niej.
-Nazwałeś mnie wariatką – przypomniałam mu.
-I ci groził – dodał Tre, oblizując palce.
Billie zerknął na mnie spomiędzy rozchylonych palców. Chwilę później opuścił ręce, jednak położył głowę na stole.
-GdziejestJason? – spytał.
-Co mówiłeś? – zaciekawił się Mike.
BJ podniósł się. Był jeszcze lekko czerwony na twarzy, co świadczyło o jego zażenowaniu. Widząc to, ja i mężczyźni zaczęliśmy się śmiać.
-Pytałem się, gdzie jest Jason.
-Jason? – zapytał, krztusząc się Mike. – W samochodzie, szuka telefonu.
-No tak, nasz Jason niedługo zostanie tatuśkiem – odparł Billie. – Kiedy to właściwie Janna ma rodzić? Mam już powoli dość tego jego zachowania.
-Za jakieś dwa tygodnie – odpowiedział Tre.
Drzwi do środka ponownie się otworzyły. Obróciłam się w tamtym kierunku i dostrzegłam Jasona, zmierzającego w naszym kierunku. Mężczyzna stanął przy stoliku i podał Mike’owi kluczyki.
-Dałeś Billiemu dokumenty? – spytał, patrząc się na basistę.
Ten pokręcił głową i z kieszeni kurtki wyciągnął portfel. Podał go wokaliście, a ten schował go.
-Dzięki – powiedział Armstrong. – Poznajcie się, Jason, to Olivia, moja i Mike przyjaciółka. Olivia, to Jason, nasz drugi gitarzysta.
-Olivia. – Wstałam i wyciągnęłam w jego kierunku rękę.
-Jason – odparł, kiedy ściskał moją dłoń. – To z tobą Billie miał stłuczkę? – Pokiwałam twierdząco głową.
Ja i Mike posunęliśmy się, by zrobić miejsce ciemnowłosemu.
-Chwila! – krzyknęłam, uświadamiając sobie coś. – Billie Joe Armstrongu, czy ty chcesz powiedzieć, że wyciągnąłeś mnie do Downtown, bo nie miałeś przy sobie odpowiednich dokumentów i chciałeś uniknąć kłopotów?
-No wiesz, nie powiedziałem tego – odpowiedział. – Tre! – wykrzyknął. – Czy ty właśnie wpieprzyłeś moje ciastko?!
-Skąd!
-A jak wytłumaczysz ślady po czekoladzie w kąciku ust? Tym drugim.
-No dobra – przyznał się perkusista – może spróbowałem odrobiny.
-Odrobiny?! Odrobiny?! To był prawie cały kawałek!
-Nie przesadzaj, Billie.
-A wiesz co? Mam nadzieję, że pójdzie ci on w dupę.
Tre włożył rękę pod stół i poklepał się po pośladkach.
-Ej, zadziałało. Już czuję, że jest większa!
W tym momencie nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Po kilku sekundach dołączyli do mnie mężczyźni. Śmiałam się i śmiałam, aż poczułam łzy napływające do oczu. Sięgnęłam po papierową serwetkę i zaczęłam osuszać nią łzy.
-Co za… dzieci – wystękałam w śmiechu – i… idio… ci.
-Ile to już lat minęło od naszego ostatniego spotkania? – spytał się Mike, gdy już się uspokoiliśmy.
-Gdzieś z 22 lat – odparłam.
-Teraz zaczynam rozumieć, czemu Armstrong nie poznał swojej byłej, no chyba, że go rzuciłaś – wtrącił Cool.
-Doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jak się rozejdziemy, zresztą niedługo później rzuciłem liceum i potem rzadko się widywaliśmy.
-Pewnie chcecie powspominać stare czasy, nie? – spytał Jason.
-Czemu nie – stwierdziłam.
-Czyli odwołujemy dzisiejszą próbę? Bo jeśli tak, to ja pojechałbym już do domu…
-Tak, odwołanie próby będzie chyba najlepszym wyjściem – powiedział Billie Joe. – Co o tym myślicie? – Mike i Tre zgodnie pokiwali głową. – Jason, co ty robisz?
-Dzwonię po taksówkę – odparł.
-Nie musisz. – Mike wyciągnął klucze od samochodu. – Pojedź moim. My pewnie zostaniemy tu jeszcze jakiś czas. Potem zadzwonimy po Britt albo Adie.
-Naprawdę? Dzięki.
-To ja pojadę z Jasonem – zawołał Cool. – Tylko nie siedźcie tu za długo.
-Dobrze, mamo – powiedzieli razem moi przyjaciele.
Kiedy Tre i Jason wyszedł, a my zamówiliśmy sobie następną kawę i po kawałku szarlotki, zaczęliśmy opowiadać o sobie. Na pierwszy ogień poszłam ja.
-Więc, Olivio… - zaczął Billie
-Liv – przerwałam mu. – Wolę Liv, nie pamiętasz?
-Jak twoje życie prywatne, Liv? – poprawił się BJ. – Masz dzieci, męża? Gdzie pracujesz?
-Mam, mam. Dwóch synów i córkę – odpowiedziałam i wyciągnęłam z portfela fotografię moich pociech. – Ta blondynka to Grace, ma 15 lat. Ten starszy ciemnowłosy chłopak ma 13 lat i nazywa się Joshua, ale woli jak nazywam go Josh. A te najmłodsze dziecko, to mój największy skarb. Mój mały, pięcioletni synek, Shane. Pracuję jako dziennikarka w jednym z nowojorskich magazynów. A właściwie pracowałam.
-A co cię sprowadziło do domu? – zapytał Mike.
-Moja mama miała wypadek – odparłam. – Spokojnie, nic złego się nie stało. Poślizgnęła się, skręciła kostkę i złamała rękę – dodałam szybko, widząc przerażenie w ich oczach. – Nadal jest w szpitalu, ale niedługo wyjdzie, jednak będzie potrzebowała pomocy. W końcu znacie mojego tatę, sam sobie nie da rady. Wiecie, ogólnie nie chciałam się przenosić, ale Maybelline uknuła spisek i ta dam! Jestem w Rodeo.
-Jaki spisek? – zaciekawił się Armstrong.
-Na początku to ona miała się przenieść, bo w końcu ma najbliżej, ale znacie ją, wiecie jaka jest. Ostatnio u mnie w pracy była dość napięta atmosfera. Nasz oddział w Oakland ma kłopoty ze sprzedażą, więc od połowy listopada redaktor naczelny szukał osoby, która mogłaby tam wyjechać i poprawić wyniki. Jako redaktorka działu musiałam być obecna na każdym spotkaniu. Na jednym z nich, mój przełożony zaproponował kilka osób, które, jego zdaniem, nadawałyby się do tego zadania. Wśród nich byłam ja, ale odmówiłam mu. Jakiś czas później zdarzył się ten wypadek. Maybelline nie chciała się przenosić, więc zadzwoniła do mnie, ale ja byłam strasznie zabiegana, więc moja asystentka opowiedziała jej o wszystkim. Wtedy ta zadzwoniła do szefa i opowiedziała mu o wypadku mamy. Zaczęła zmyślać, że ona ma teraz kłopoty i dodatkowo pilnie wyjechać, więc poprosiła go, a raczej błagała, by to mnie wysłał do Oakland. Później on przyszedł do mnie i zaczął się wypytywać czemu nic mu nie powiedziałam. Odpowiedziałam mu, że nie chciałam zawracać mu głowy swoimi problemami, ale tak naprawdę to ja nie chciałam wracać. Szef ponowił swoją propozycję, dodając, że ja jestem sumienną pracownicą i dzięki temu będę bliżej rodziny. No i powiedzcie mi co ja miałam w tamtym momencie zrobić? Odmówić już nie wypadało zgodziłam. Jak o tym dowiedziały się moje dzieci to nie były zadowolone, ale w końcu się przekonały.
-A nie mogły zostać z ojcem? – spytał Billie Joe.
Zerknęłam na swoje dłonie. Na jednym z palców wciąż było widać jasny ślad po obrączce. Na ten widok w moich oczach zebrały się łzy. Nie uszło to uwadze moich towarzyszy.
-Liv, spokojnie, nie chciałem cię jakoś urazić, czy coś… – zaczął zielonooki, lecz ja uciszyłam go gettem dłoni.
-Nie, nie uraziłeś. Po prostu nie chcę rozmawiać o ich ojcu. Dzieci, a przynajmniej Josh i Grace, chciały zostać z nim w Nowym Jorku, jednak parę dni temu przyszły do mojego pokoju i oznajmiły mi, że jednak pojadą. Ale nie rozmawiajmy o mnie. Co u was? Mike, jak tam twoje dzieci?
Blondyn zaczął opowiadać o tym jak Estelle zmienia się w kobietę, o tym jak Brixton i mała Ryan uczą się nowych rzeczy i o wielu innych. Kilka historyjek było naprawdę bardzo zabawnych. Billie opowiadał o zaangażowaniu Joey’a w Emily’s Army, o Jakobie i jego wyskokach i o tym co słychać u jego rodzeństwa. Czas płynął nam szybko, jak dla mnie za szybko i w końcu musieliśmy się zbierać. Ktoś musiał załatwić sprawę naszych samochodów i musiałam jakoś trafić do domu. Armstrong wpadł na szalony pomysł, który zaczął chwilę wprowadzać w życie.
-Jane? – zawołał, kładąc ręce na blacie od baru.
-Tak, Billie?
-Pożyczysz nam swój samochód?
-Zapomnij – odparła.
-Proszę – powiedział Billie, uśmiechając się w swój słynny sposób.
-Nie i już.
-Jane – wtrącił się Mike – obiecuję, że zwrócimy ci go w całości. I jeśli cię to uspokoi to ja będę prowadził. Odwieziemy tylko Olivię i wracamy.
Kelnerka w końcu zgodziła się i podała basiście kluczki od swojego samochodu.
-Ale jeśli zobaczę choćby rysę, to obiecuję, że od następnej wizyty będzie płacili dwa razy więcej.
-Spokojnie – zapewniłam ją. – Przypilnuję ich.
-Mam nadzieję – mruknęła i wróciła do pracy.
Ubraliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Zaczynało się już robić chłodniej, jednak dla mnie jeszcze było ciepło. W końcu w stanie Nowy Jorku zimy były chłodniejsze niż w Kalifornii. Poprawiłam torebkę i zerknęłam na zielonookiego.
-Billie? – zagadnęłam go. – Pamiętasz jak w liceum wskakiwałam ci na plecy i nosiłeś mnie tak po szkolnych korytarzach?
-Pewnie. Cała szkoła miała z nas obaw. Czemu pytasz? Chcesz zobaczyć czy wciąż dam radę unieść twoje spore ciałko?
-Tylko nie spore – sprzeciwiłam się, stając. – To, że jestem od Ciebie wyższa nie znaczy, że jestem cięższa.
-Jesteś wyższa? – zapytał Armstrong, podnosząc brwi. – Jesteś tego samego wzrostu co ja.
-Przykro mi, Bill, ale Liv ma rację, przewyższa cię o jakieś dwa, może trzy centymetry.
-Ale nie martw się i tak cię kochamy – dodałam.
-Może, ale to nie zmienia faktu, że Olivia ma sporo ciałka – odparł wokalista, uśmiechając się.
-Kłamiesz – stwierdziłam.
-W takim razie wskakuj mi na plecy i udowodnię ci, że je masz – zaproponował.
-Teraz to ja dziękuję – rzuciłam.
-Mikey, wrzuć mi ją na plecy – poprosił wokalista.
-Michaelu Ryanie Pritchardzie, nawet się nie waż spełniać jego prośby – powiedziałam, widząc co zamierza zrobić basista. – Puść mnie! – krzyknęłam, jednak było to na nic.
Dirnt nie zważał na moje prośby, groźby i przekleństwa. Trzymał mnie w żelaznym uścisku i zaprowadził do Billiego. Zrozumiałam, że muszę zrobić to, o co poprosił mnie wcześniej mężczyzna. Splotłam nogi na jego biodrach, a ręce położyłam na barkach. Wokalista zrobił pierwszy krok i udał, że nogi się pod nim uginają.
-Idiota – rzuciłam i palnęłam go w ramię.
Czarnowłosy zaśmiał się, ale przestał udawać. Zrobił kilka kroków, gdy nagle oślepiło na białe światło. Chwilę później dało się słyszeć charakterystyczny dla aparatów pstryk. Jakieś dwie osoby zaczęły zadawać pytania, a flesz wciąż błyskał. Spojrzałam na chłopaków i dostrzegłam, że są przerażeni.
Zsunęłam się z pleców zielonookiego i wskazałam na drzwi prowadzące do Downtown. Popędziliśmy w tamtym kierunku, a za nami pognali fotoreporterzy. Szybko znaleźliśmy się w środku i zatrzasnęliśmy za sobą drzwi.
-Co się stało? – spytała Jane. – O cholera – zaklęła, widząc ludzi na zewnątrz. Podbiegła do nas, zamknęła drzwi i zasłoniła okna. Mały tłum na zewnątrz załomotał w drzwi. – Dobra, robimy tak. Wychodzicie tylnymi drzwiami, jedziecie ją odwieźć, potem kierujecie się do mamy Billiego, chowacie się u niej, załatwiacie jakąś podwózkę i czekacie. – Blondynka zaprowadziła nas na zaplecze. – Poczekajcie, aż ich tu wpuszczę, potem biegniecie do auta i od razu po kogoś dzwonicie – przypomniała nam. – Postaram się odwrócić ich uwagę na tak długo jak to możliwe.
-Dzięki, Jane – powiedział czarnowłosy.
-Nie ma za co – odparła. – Trzymam kciuki.
Kobieta zniknęła i po chwili usłyszeliśmy szczęk zamka. Do środka wpadli dziennikarze. Spojrzeliśmy na siebie, nacisnęliśmy drzwi i wybiegliśmy. Szybko dotarliśmy do samochodu i odjechaliśmy spod lokalu.
-Co to było? – zapytał Armstrong.
-I skąd wiedzieli gdzie jesteśmy? – dodał Mike. – I dlaczego zaatakowali nas jak wychodziliśmy?
-Chyba nie sądzicie, że to ja dałam im cynk, albo to wszystko zaplanowałam? – wyszeptałam, widząc ich baczne spojrzenie. – Skąd miałam wiedzieć, że wpadnę na ciebie wpadnę, Billie? I na początku też cię poznałam – zaczęłam się tłumaczyć. -A jak poszłam do łazienki to nie brałam torebki. Mój telefon cały czas w niej był i… - urwałam, patrząc na ekran swojej komórki. Miałam sporo nie odebranych połączeń, kilka wiadomości na poczcie i sporo wiadomości tekstowych – poza tym, nie miałam telefonu w rękach od czasu stłuczki.
-Ale wiesz, pracujesz w tej samej branży – mruknął czarnowłosy.
-Tak, ale w moim magazynie nie zaskakujemy tak ludzi. W Nowym Jorku Sparx uchodzi za jedną z najlepszych gazet.
-Sparx? Pełen mody, różnorakich artykułów, porad i innych dupereli tygodnik? – upewnił się Billie.
-Ej, my tam cenimy sobie profesjonalizm, nie bierzemy tabloidowych tematów wyssanych prosto z palca.
-Spokojnie, nikt nie chciał cię urazić – powiedział Mike. – Po prostu ostatnio mieliśmy trochę kłopotów.
-Wiem. Ale nie zrobiłabym czegoś takiego, proszę, uwierzcie mi.
Blondyn pokiwał głową i zatrzymał się. Dojechaliśmy pod miejsce, w którym zostały nasze samochody. Szybko zabraliśmy się za przenoszenie moich rzeczy do sprawnego auta i po pięciu minutach ruszyliśmy w stronę mojego domu. Na miejscu nie było nikogo, ale na szczęście klucze były tam gdzie zwykle, czyli w jednej z wiszących doniczek. Otworzyła drzwi i zaczęliśmy wrzucać przedmioty do korytarza. W pewnej chwili, Billie dostał wiadomość od blondynki, że dziennikarze domyślili się całej akcji i zaczęli nas szukać. Na szczęcie zostały nam jeszcze cztery kartony, ale szybko się uporaliśmy. Uścisnęłam się z niebieskookim, a kilka sekund później ten wskoczył do samochodu. Potem przytuliłam się szybko z Armstrongiem.
-Trzymaj się, Bill – powiedziałam, kiedy wyplątałam się z jego uścisku.
-Ty też, Liv – odparł, posłał mi ciepły uśmiech i wsiadł do auta.
Kilka sekund później odjechali, a ja obserwowałam jak znikają za najbliższym zakrętem.
-Mamo? – usłyszałam.
Odwróciłam się. Naprzeciw mnie stała moja córka i spoglądała na mnie z mieszaniną różnych emocji, spośród których najbardziej czytelny był szok. Dziewczyna szarpała paskiem brązowej torebki świdrując mnie wzrokiem. Chwilę później przeniosła spojrzała na ulicę i znów na mnie. Taką czynność powtórzyła kilkakrotnie.
-Co się stało, Grace?
-Czy ty… czy ty… czy… - powtarzała z niedowierzaniem. – To był Billie Joe Armstrong? – spytała w końcu.
-Może – odpowiedziałam, wzruszyłam ramionami i weszłam do domu.
-Billie Joe… Billie Joe Armstrong… u mnie… i rozmawiał z moją mamą! – mówiła, podążając za mną. – Czemu go nie zatrzymałaś?! – wykrzyczała. – Czemu?!
-Tak jakoś wyszło – mruknęłam i zamknęłam drzwi. I to już koniec. Tego rozdziału, oczywiście. Jak wrażenia? Daj znać w komentarzu. Jednak za nim to zrobisz muszę coś wyjaśnić.
Downtown to nazwa lokalu, w którym spotkali się bohaterowie. Jest on całkowicie wymyślony przeze mnie. A jeśli chodzi o Maybelline, to nie jest żadna pomyłka. Siostra Olivii nazywa się Maybelline.